To będzie krótka opowieść, a w zasadzie krótka odpowiedź, na kilka pytań, które towarzyszyły mi zarówno przed, jak i podczas terapii. To, że odpowiedziałem sobie na te pytania pomogło mi i do dziś pomaga w codziennym życiu. Chcę napisać tych kilkadziesiąt zdań, bo może ktoś z Was też pyta, też szuka odpowiedzi?
- Po co mi terapia? Czy potrzebuję terapii?
Zacząłem terapię, kiedy miałem 35 lat. Terapia trwała 5 lat. Przed terapią, jako 35-cio latek, nadal mieszkałem z rodzicami i siostrą. Jestem osobą z niepełnosprawnością, chodzę o kulach, ale od 14 lat pracuję zawodowo, jestem dziennikarzem.
Skrajności. Z jednej strony od 2004 roku pracowałem, z drugiej, mimo tego, że miałem ponad 30 ci lat, niemal w pełni sprawne ręce i zupełnie sprawny umysł, NIGDY nie pomagałem w pracach domowych, nie sprzątałem, nie prałem, nie gotowałem, ba, matka mnie MYŁA i ubierała, a ja na to pozwalałem; tłumaczyłem to sobie mówiąc w duchu: „To normalne, jestem niepełnosprawny”. Dziś chce i umiem napisać jeszcze jedno – mój ojciec jest alkoholikiem, a moja matka osobą współuzależnioną.
Buty– Pewnego dnia odwiedziła mnie przyjaciółka, która zapytała: „Dlaczego Twoja matka wiąże Ci buty i nakłada kurtkę, przecież możesz robić to sam?”. Kolejna obserwacja brzmiała: „Jesteś uzależniony od matki, ubezwłasnowolniony, nie masz własnego zdania, przydała by Ci się TERAPIA. Takie i podobne zdania słyszałem od kilku naprawdę życzliwych mi osób, ale zawsze odpowiadałem w ten sam sposób:
Przesadzasz, terapia nie jest mi potrzebna, nie jestem CHORY PSYCHICZNIE. A jeśli radzisz mi terapię, nie jesteś moim przyjacielem/przyjaciółką.
Przełom – Osoba, którą znałem wiele lat. Zawsze była zamknięta w sobie, trudno było jej nawiązać relacje, uciekała w pracę przed życiem. Pewnego dnia zacząłem zauważać, że się zmienia. Zaczęła szukać kontaktu z ludźmi. Zaczęła być śmielsza, radośniejsza, zaczęła myśleć o sobie i swoich potrzebach. Okazało się, że zaczęła brać udział w terapii. A ja po raz pierwszy pomyślałem:
Skoro Jej terapia pomaga, może i mnie pomoże? Skoro ją zmienia na lepsze, może i mnie pomoże się zmienić, może i mnie pomoże uwierzyć w siebie, uniezależnić się?
- Postanowienie: Zrobię co każą i będę zdrowy
Z takim przeświadczeniem poszedłem na konsultację – pierwsze spotkanie z terapeutami. Wysłuchali mojej historii o życiowej bezradności, nadopiekuńczej matce. Zobaczyli też to, co ja wiem o sobie dzisiaj. Zobaczyli mój PRZESTRACH. Jestem dorosły, a zachowywałem się jak przerażone dziecko, które boi się, że ktoś je uderzy, ukarze.
Moim błędem było to, że przez wiele lat do terapii podchodziłem na zasadzie ZADANIA. Chciałem je jak najlepiej wypełnić, żeby zdobyć: uznanie, akceptacje, pochwałę, dokładnie tak samo zachowywałem się wobec rodziców, współpracowników i wszystkich na których opinii mi zależało. Kilka lat zajęło mi zrozumienie, że terapia jest dla mnie, nie dla kogoś.
Efekty– po roku terapii wyprowadziłem się od rodziców i kupiłem mieszkanie.
Gorzkie, trudne słowa– Po czterech latach terapii, po tym jak napisałem listy do rodziców, które mówiły o moich trudnych z nimi relacjach i niewypowiedzianych dotąd uczuciach; usłyszałem od prowadzących i od grupy: „Nie wiemy czy Twoja dalsza terapia ma sens, nie przynosi efektów, nie pracujesz. Przyszły rok? Może?
Zamknięcie, nowy początek – Zostałem. Po raz kolejny w życiu zacząłem zamykać toksyczne relacje, „pseudo związki”, w których tkwiłem, bo dawały złudzenie, że ktoś jest w moim życiu i, że ja jestem ważny. Ale tak naprawdę, żadna z osób które wybierałem, nie była gotowa, na budowanie relacji. Tak było z „pseudo przyjaciółmi” i z kobietami. Podjąłem decyzję o budowaniu prawdziwej relacji, zaręczyłem się z Joanną, którą znałem już 8 lat, a po niecałym roku od zaręczyn wzięliśmy ślub.
Jeśli chodzi o relacje z moimi rodzicami, nie czuję, żeby chcieli budować ze mną jakąkolwiek relację, a zaskoczyło mnie, że jeśli miałbym oceniać, to z „dwojga złego” dziś bliżej mi do ojca, niż do zaborczej i „ustawiającej wszystko” matki, ale odwiedzam i kontaktuje się z nimi najrzadziej jak to możliwe, choć przyznaje, nie zerwałem kontaktu zupełnie.
Po pięciu latach zrobiłem przerwę w terapii. Czy to już koniec mojej terapii? Tego nie wiem. Na dziś wiem, że chcę spróbować mierzyć się z codziennością bez pomocy terapeutów. Ale wiem, że była to MOJA i tylko moja decyzja. Cieszę się, że nauczyłem się podejmować własne decyzje i ponosić za nie odpowiedzialność.
Wojciech